Łączna liczba wyświetleń

sobota, 30 lipca 2011

Kapelusz


Wyruszył w podróż po ciepłych morzach, zerwany przez zbyt gwałtowny wiatr. Przyjaznych prądów morskich!

czwartek, 28 lipca 2011

Teodor i Antoni - Wyjazd -


Cały dzień jak i poprzednie dwa tygodnie upłynęły Teodorowi na siedzeniu w domu. Porzucił na rzecz tego swoje dotychczasowe częste spacery do Ogrodu Saskiego, stał się jakby mniej towarzyski, a coraz bardziej przygnębiony. Wpatrując się tępo w nieokreślone miejsce przed sobą słuchał radia, które nadawało właśnie prognozę pogody. "Nie mamy dla Państwa dobrych wiadomości..." zaczął się komunikat, po którym Teodor jęknął i zsunął się niżej w fotelu. "Zapowiadana poprawa pogody w tym tygodniu nie nastąpi, deszcz padać już nie powinien, spodziewane są natomiast gradobicia i silny, porywisty wiatr". Twarz Teodora była jak wykuta z kamienia, rysy przypominały pocztówkowe zdjęcia wielkich wodzów indiańskich z północnoamerykańskich prerii. Przez chwilę wydawać się mogło, że przyjął tą wiadomość zadziwiająco dzielnie, lecz oko zaszkliło się, a po policzku spłynęła łza. Powoli gromadzona i nawarstwiająca się od początku lipca złość w tym momencie ukierunkowała się stając się impulsem do szybkiego działania. Zaciskając dłonie na poręczach fotela, spiął się w sobie i wyskoczył z niego jak oparzony. Szybko nałożył na siebie przeciwdeszczowy płaszcz, dłoń uzbroił w przeciwgradową parasolkę i trzaskając drzwiami wyszedł. Jego wzrok był ostry, a umysł jasny jak za młodych lat, cel był wyznaczony. On, Teodor wyjeżdża na wakacje do ciepłych krajów. Porzuca szumiące wierzby wraz z Chopinowską muzyką na programie pierwszym polskiego radia, odlatuje tam gdzie zawsze jest odpowiednio gorąco a kobiety mają piękną opaleniznę!

poniedziałek, 18 lipca 2011

W stronę słońca


Lot odbył się 10 tysięcy metrów n.p.m., temperatura poza ścianami powietrznego statku wyniosła -60C, prędkość przelotowa 700 km/h co jak na możliwości Boeinga 737 w wersji 300, który lata młodości ma już dawno za sobą stało się nie lada wyczynem.
Na słońcu wylądowaliśmy z samego rana. Temperatura jak to w tym miejscu bywa spora ale i (co zrozumiałe) wilgotność powietrza prawie żadna, więc da się przeżyć w przeciwieństwie do panujących u nas letnich parnot tropiku.
Miejsce lądowania okalają morza, wiatr łagodzi klimat górzystej wyspy. Jest tak jak być powinno. Fauna i flora oczywiście słoneczna i u nas nie spotykana poza specjalistycznymi sklepami; w miejscu zakwaterowania brak kaloryferów, prąd tubylcy pozyskują z baterii słonecznych - rzecz jasna. U nas moglibyśmy pozyskiwać ją z jadu polityków ale na słońcu...
Owoce, jakie chcesz w dowolnej ilości jakie tylko lubisz - z tych słonecznych. Wokół istoty przebywające i przyjezdne wszystkie zbrązowione i wesołe. Aby nie było zbyt miło należy wspomnieć, że ceny nadal ziemskie istoty oślepiają.

czwartek, 7 lipca 2011

Idę, jadę, lecę

Idę, jadę, lecę,
grunt, że się przemieszczam
a samo to już wprawia mnie w radosny nastrój.
Zasiedzenie i zastanie
w domu, w pracy
ma zniknąć
a perspektywa
ciepłych ba goracych, bezdeszczowych
wakacji
napełnia mnie euforycznym optymizmem.
Podróż i cel stają się tak samo ważne.
Aparat fotograficzny
okulary przeciwsłoneczne
krem do opalania i po
zyskują w stosunku do
szczoteczki do zębów
i tego co dzisiaj w telewizji.

Perpsektywa ogladania świata w chmurach też nęci.

Jak znajdę dostęp do wifi
słońcem się podzielę.

Aloha.