opuszczam brew
w ramieniu
mięsień drga
w milczeniu
własny szept
aż
grot zszyje krtań
na przelot,
a drzewiec
zedrze krew
w świst ciszy
w tępy jęk
w ostatni dech.
pomiędzy
zwykłymi słowami
na co dzień,
co noc
przychodzę.
dotykam ust
ustami
smakuję ogień.
w dłoniach
całą Cię
mieszczę
otaczasz mnie
w sobie
Twój pot
powietrzem,
- a dotyk
nałogiem.
gdy wschodzi
dzień
ze snem
- odchodzę.