Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 29 maja 2011

Teodor i Antoni - Wizyta -

W dobrze już wysiedzianym w kwiatowe wzory fotelu drzemał Teodor. Na jego zsuniętych na czubek nosa okularach telewizor powtarzał odblaskami niebiesko białe obrazy. Z głośników płynął jednostajny i nic nie mówiący szum informacji mieszając się z dosyć głośnym ale miarowym pochrapywaniem, w które stopniowo powoli zaczął wrzynać się mechaniczny dźwięk. Z każdą chwilą stawał się coraz bardziej nachalny i natarczywy. Widocznie zburzył spokój śpiącego, który zaczął nerwowo wiercić się machając raz po raz dłonią oganiając się od sennego roju pszczół, które atakował go z nachalną zaciętością. Gdy umilkł, Teodor na powrót zaczął spokojnie posypiać gdy coś nim gwałtownie wstrząsnęło.

- Teodor, Teodor! Wstawaj, żyjesz? Hej!

- Co do ... zbudzony rozglądał się półprzytomnie.

- Dzwoniłem do Twoich drzwi dobre trzy minuty, już myślałem że coś Ci się stało...

- Staryś a głupiś Antoni - mruknął jeszcze rozespany. Przecież gdyby mi się coś przytrafiło to Tobie pierwszemu bym o tym dał znak! Chyba się zdrzemnąłem...

- Tak, zdrzemnąłeś jak stary niedźwiedź w gawrze! Słyszałeś, Obama do nas przyleciał jest teraz w telewizji relacja z powitania.

- Wszelki duch... przecież go zabili... oglądałem wiadomości... no w Afganistanie...komandosi... kula w łeb...

- Osamę ustrzelili z al Kaidy, a przyleciał Obama, prezydent USA! Ryknął wyraźnie zniesmaczony głupotą kolegi Antoni.

- Wiesz Antoś, ja to już zupełnie przestałem się w tym orientować. Zresztą gówno z tego dla mnie wynika. Przyleciał i odleci a mojej emerytury i tak wyżej dźwignąć nie potrafi. Mówiąc to poczłapał zrezygnowany w jednym kapciu do kuchni, w której czekała na niego nieco już przestygnięta porcja ziółek.

środa, 25 maja 2011

Teodor i Antonii - Reklamy -

Jak co ranek leżąc w łóżku Teodor czekał aż włączy się radiobudzik i zacznie nadawać jego ulubiona stacja radiowa. Gdy tylko rozbrzmiały pierwsze takty jakiejś piosenki zlazł z łóżka i skierował się do wygódki. W tym czasie speaker rozpoczął czytać wiadomości, po których zakończeniu zaanonsowano reklamy.
"Masz problemy z wypróżnianiem? Nasz nowy rewelacyjny środek przeczyści łagodnie, nie przerwie Twojego snu...", "Swędzi Cię w miejscach intymnych - polecamy płyn do higieny intymnej marki..."
Myjąc dłonie i spoglądając w lusterko w swoje zbyt przekrwione oczy i rozmierzwione włosy słuchał nadal z zapartym tchem.
- Albo one albo ja.... liczył w duchu na ich lub swój rychły koniec.
A tu jak na złość...
"Problemy z oddawaniem moczu? Prostata alarmuje..."
A gdy rozpoczął smarowanie pieczywa masłem, jednocześnie doglądając mleka na gazie do uszu dobiegł kolejny blok reklamowy.
"Boli jak siadasz? To muszą być hemoroidy, pozbądź się ich już dziś dzięki nowej wyjątkowo skutecznej maści - polecanej również na pryszcze..."
"Krwawią Ci dziąsła, masz nieprzyjemny oddech..?"
Być może tego było za dużo i Teodor w przypływie młodzieńczych sił wyrwał kabel od zasilania z kontaktu po czym zamachując się jak Majewski kulą pchnął radiobudzik przez całą długość gościnnego pokoju kończąc jego żywot na sąsiedzkiej ścianie w efektownym trzasku łamanych elektroniczno - plastykowych kawałeczków.
- Teoś? Wszystko w porządku? Właśnie zza niej dobiegł zaniepokojony i przestraszony głos Antoniego.

- Aaa... całujcie mnie wszyscy w dupę!

wtorek, 24 maja 2011

w mieście

pijany idzie zygzakiem
babon niesie zakupy
ktoś się potkną
o krzywy chodnik
inny zaklął

a niewidomy chłopak
puka laską
w takt jednostajnej melodii

w samochodach
siedzą jak sępy
tępe głowy
złe na wszystkich wokół
bo najważniejsze
a cierpią
bez prawa pierwszeństwa
w kolejkach

upał zlepił spaliny
kurz tylko tu
ma kolor popiołu
a woda smak benzyny
- w ustach mam proszek

wieczorem
w domu
zamiast zimnej wody
wypiję piwo z lodówki
smak
wielkomiejskiej
swobody.


Teodor i Antoni - W parku -

Słońce było już dobrze w zenicie, pszczoły brzęczały ospale, a w miejskiej fontanience woda chyba tylko od niechcenia jeszcze się przelewała. Wszystkie ławeczki znajdujące się w najdogodniejszych miejscach Parku Saskiego były zajęte przez matki, mamki lub opiekunki, które korzystając z pięknej pogody zabrały dzieci na spacer. Drugą część z nich zajęła młodzież, która nie wiadomo dlaczego zamiast w szkole wybrała taki oto światopoglądowy typ nauki.
- Diabli nadali! Mruknął starszy pan w staromodnym białym garniturze. Nerwowo postukując laseczką skierował się w stronę jedynego niezajętego miejsca na środku placu. Uff - stęknął, do cholery z tym słońcem, mogłoby nieco powiać.
- Powitać pana radcę! Gdzieś zza ucha usłyszał znajomy głos.
- Aaa, witam pana dyrektora! Na spacerek? Uprzejmie zagadnął.
- Żona mnie wygoniła, żebym się trochę poruszał. Nie ma innej ławki, tak gdzieś w cieniu?
- Wszystkie zajęte. Niańki z dzieciakami na wszystkich się rozwaliły, a emeryt który swoje już przecież, Panie tego, odsłużył musi walczyć teraz i tu o przetrwanie. I dodam jeszcze - jest bez szans!
- Ech, kochany Panie Teodorze, kiedyś było zupełnie inaczej. Ale cóż dupokracja, spróbuj Pan którąś laską przepędzić lub na dzieciaka fuknąć, gotowi są za to człowieka zlinczować.
- Fakt, jak ojciec i matka nie nauczyli szacunku do starszych to nikt ich teraz nie nauczy!
Tymczasem tuż przed ich nosami, główną alejką niczym regata przepłynęła dziewczyna słuchając muzyki.
- Tfu, widział pan, panie tego, jak się nie ubrała? Toż to o pomstę do nieba woła! Panie Antku!
- Ehh, a ja gdybym był młody...
- Że co?! Widzę, że słońce również stare łby wysuszyło! Odrzekł wyraźnie zniesmaczony Pan Teodor - jednocześnie podpierając się na lasce i próbując wstać z przeklętego miejsca. Ki, diabeł? Portki się przykleiły? Ha, toż to guma do żucia! No, to już za dużo, nawet jak na mnie! Trzydzieści lat obstalowany garnitur a tu takie... I co, z taką plamą na tyłku do domu? Panie Antosiu, może mnie pan jakąś gazetką poratuje bo tak jakoś nie fortunnie iść...
- A tak, tak. Ot proszę... powiedział zakłopotany kolega podając pośpiesznie gazetę.
- Wyborcza?! No nie - nóż w samo serce! W takim razie wolę już z przyklejoną gumą na zadzie chodzić niż przed sąsiadami oczami świecić!

sobota, 14 maja 2011

Monolog Monstrum

"Mam w sobie wielką miłość, której nie potrafisz sobie wyobrazić oraz wielki gniew, który zadziwiłby cię ogromnie. Jeżeli nie zaspokoję jednego, pogrążę się w drugim"
Monstrum z dr Frankensteina



Kogo szukam?
Istoty...
jaką i sam jestem,
którą mógłbym
pokochać
całym swym Jestestwem.

Istoty jak Ja!
- aby tylko była...
i będąc jedynie
Mnie nie nienawidziła.

O kochaniu nie myślę!
- o duszy?
broń Boże!
Kim lub Czym
jestem?

- Nie wiem...

- więc
odchodzę.
w płomieniach
samounicestwienia

na stosie
moich pragnień
spalając pragnienia!