Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 24 maja 2011

Teodor i Antoni - W parku -

Słońce było już dobrze w zenicie, pszczoły brzęczały ospale, a w miejskiej fontanience woda chyba tylko od niechcenia jeszcze się przelewała. Wszystkie ławeczki znajdujące się w najdogodniejszych miejscach Parku Saskiego były zajęte przez matki, mamki lub opiekunki, które korzystając z pięknej pogody zabrały dzieci na spacer. Drugą część z nich zajęła młodzież, która nie wiadomo dlaczego zamiast w szkole wybrała taki oto światopoglądowy typ nauki.
- Diabli nadali! Mruknął starszy pan w staromodnym białym garniturze. Nerwowo postukując laseczką skierował się w stronę jedynego niezajętego miejsca na środku placu. Uff - stęknął, do cholery z tym słońcem, mogłoby nieco powiać.
- Powitać pana radcę! Gdzieś zza ucha usłyszał znajomy głos.
- Aaa, witam pana dyrektora! Na spacerek? Uprzejmie zagadnął.
- Żona mnie wygoniła, żebym się trochę poruszał. Nie ma innej ławki, tak gdzieś w cieniu?
- Wszystkie zajęte. Niańki z dzieciakami na wszystkich się rozwaliły, a emeryt który swoje już przecież, Panie tego, odsłużył musi walczyć teraz i tu o przetrwanie. I dodam jeszcze - jest bez szans!
- Ech, kochany Panie Teodorze, kiedyś było zupełnie inaczej. Ale cóż dupokracja, spróbuj Pan którąś laską przepędzić lub na dzieciaka fuknąć, gotowi są za to człowieka zlinczować.
- Fakt, jak ojciec i matka nie nauczyli szacunku do starszych to nikt ich teraz nie nauczy!
Tymczasem tuż przed ich nosami, główną alejką niczym regata przepłynęła dziewczyna słuchając muzyki.
- Tfu, widział pan, panie tego, jak się nie ubrała? Toż to o pomstę do nieba woła! Panie Antku!
- Ehh, a ja gdybym był młody...
- Że co?! Widzę, że słońce również stare łby wysuszyło! Odrzekł wyraźnie zniesmaczony Pan Teodor - jednocześnie podpierając się na lasce i próbując wstać z przeklętego miejsca. Ki, diabeł? Portki się przykleiły? Ha, toż to guma do żucia! No, to już za dużo, nawet jak na mnie! Trzydzieści lat obstalowany garnitur a tu takie... I co, z taką plamą na tyłku do domu? Panie Antosiu, może mnie pan jakąś gazetką poratuje bo tak jakoś nie fortunnie iść...
- A tak, tak. Ot proszę... powiedział zakłopotany kolega podając pośpiesznie gazetę.
- Wyborcza?! No nie - nóż w samo serce! W takim razie wolę już z przyklejoną gumą na zadzie chodzić niż przed sąsiadami oczami świecić!

Brak komentarzy: