W dobrze już wysiedzianym w kwiatowe wzory fotelu drzemał Teodor. Na jego zsuniętych na czubek nosa okularach telewizor powtarzał odblaskami niebiesko białe obrazy. Z głośników płynął jednostajny i nic nie mówiący szum informacji mieszając się z dosyć głośnym ale miarowym pochrapywaniem, w które stopniowo powoli zaczął wrzynać się mechaniczny dźwięk. Z każdą chwilą stawał się coraz bardziej nachalny i natarczywy. Widocznie zburzył spokój śpiącego, który zaczął nerwowo wiercić się machając raz po raz dłonią oganiając się od sennego roju pszczół, które atakował go z nachalną zaciętością. Gdy umilkł, Teodor na powrót zaczął spokojnie posypiać gdy coś nim gwałtownie wstrząsnęło.
- Teodor, Teodor! Wstawaj, żyjesz? Hej!
- Co do ... zbudzony rozglądał się półprzytomnie.
- Dzwoniłem do Twoich drzwi dobre trzy minuty, już myślałem że coś Ci się stało...
- Staryś a głupiś Antoni - mruknął jeszcze rozespany. Przecież gdyby mi się coś przytrafiło to Tobie pierwszemu bym o tym dał znak! Chyba się zdrzemnąłem...
- Tak, zdrzemnąłeś jak stary niedźwiedź w gawrze! Słyszałeś, Obama do nas przyleciał jest teraz w telewizji relacja z powitania.
- Wszelki duch... przecież go zabili... oglądałem wiadomości... no w Afganistanie...komandosi... kula w łeb...
- Osamę ustrzelili z al Kaidy, a przyleciał Obama, prezydent USA! Ryknął wyraźnie zniesmaczony głupotą kolegi Antoni.
- Wiesz Antoś, ja to już zupełnie przestałem się w tym orientować. Zresztą gówno z tego dla mnie wynika. Przyleciał i odleci a mojej emerytury i tak wyżej dźwignąć nie potrafi. Mówiąc to poczłapał zrezygnowany w jednym kapciu do kuchni, w której czekała na niego nieco już przestygnięta porcja ziółek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz