Dzień Świstaka.
Dobry film, obejrzałem go dziś ponownie. Przyjaciele się krzywią, a żona nie chce oglądać ze mną starych ogranych komedii. Dlaczego?
Oczekuje(my?) na "nowy film", który coś przyniesie, zmieni i stanie się ciekawym tematem podczas następnej dyskusji. Bull shit.
Dlaczego "stara komedia"? Dla mnie ma urok, związany z moim "dzieciństwem". W święta Bożego Narodzenia w TV zawsze leciał "Witaj Święty Mikołaju" z Chevy Chasem lub właśnie "Dzień Świstaka" z Billem Murrayem. Mogłem to oglądać co roku i co roku się z tego śmiać. Teraz oglądam je z bardziej dojrzałej perspektywy (przynajmniej tak mi się wydaje). Okazuje się, że przerysowane zdarzenia często w taki właśnie sposób pojawiają się w naszym codziennym życiu. Pozornie dla nas nie śmieszne, lub nawet tragiczne - u obserwatora wzbudzają salwy śmiechu. Trafiają się codziennie, niektóre ukrywamy tak aby nikt niepożądany się o nich nie dowiedział, gdyż zburzy to nasz pomnikowy wizerunek osoby poważnej co samo w sobie jest wartością. Inspektor Clouseau grany przez Petera Sellersa jest tu moim (że tak powiem) faworytem. Film leci własnym biegiem wydawać by się może na pierwszy rzut oka, że to jakaś sensacja, być może nawet nudnawa ale do czasu gdy... Wkracza Inspektor Clouseau i wszystko się wali, pali i w ruinę obraca - czegokolwiek się nie dotknie. Nawet sprzątając wciągnie papugę do odkurzacza!
Co z tego wszystkiego? Po co o tym piszę? Otóż po to - nie bierzmy życia na poważnie. Ono się zaczęło i kiedyś się skończy.
Ważne jest aby przeżyć je dobrze a moim zdaniem zawsze od tragedii lepsza jest komedia choć być może z tego bloga wynika coś innego, za co aŁtor szczerze przeprasza.
Dobry film, obejrzałem go dziś ponownie. Przyjaciele się krzywią, a żona nie chce oglądać ze mną starych ogranych komedii. Dlaczego?
Oczekuje(my?) na "nowy film", który coś przyniesie, zmieni i stanie się ciekawym tematem podczas następnej dyskusji. Bull shit.
Dlaczego "stara komedia"? Dla mnie ma urok, związany z moim "dzieciństwem". W święta Bożego Narodzenia w TV zawsze leciał "Witaj Święty Mikołaju" z Chevy Chasem lub właśnie "Dzień Świstaka" z Billem Murrayem. Mogłem to oglądać co roku i co roku się z tego śmiać. Teraz oglądam je z bardziej dojrzałej perspektywy (przynajmniej tak mi się wydaje). Okazuje się, że przerysowane zdarzenia często w taki właśnie sposób pojawiają się w naszym codziennym życiu. Pozornie dla nas nie śmieszne, lub nawet tragiczne - u obserwatora wzbudzają salwy śmiechu. Trafiają się codziennie, niektóre ukrywamy tak aby nikt niepożądany się o nich nie dowiedział, gdyż zburzy to nasz pomnikowy wizerunek osoby poważnej co samo w sobie jest wartością. Inspektor Clouseau grany przez Petera Sellersa jest tu moim (że tak powiem) faworytem. Film leci własnym biegiem wydawać by się może na pierwszy rzut oka, że to jakaś sensacja, być może nawet nudnawa ale do czasu gdy... Wkracza Inspektor Clouseau i wszystko się wali, pali i w ruinę obraca - czegokolwiek się nie dotknie. Nawet sprzątając wciągnie papugę do odkurzacza!
Co z tego wszystkiego? Po co o tym piszę? Otóż po to - nie bierzmy życia na poważnie. Ono się zaczęło i kiedyś się skończy.
Ważne jest aby przeżyć je dobrze a moim zdaniem zawsze od tragedii lepsza jest komedia choć być może z tego bloga wynika coś innego, za co aŁtor szczerze przeprasza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz