na marnym końcu świata
w drewnianej chacie
pośród wzgórz
przy lesie
mórz
dłonie czarne są
od drzew i ziemi
oczy są w lśnieniu
krew krwią jest
jak niebo w bezksiężycową noc
śnieg w bieli pozostaje,
a gwiazdy po prostu są
nie udają
nie udają
pies z wilkiem są braćmi
nikt mną nie gardzi
jestem tam
sam
sobą
sam
sobą
naturalny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz