Łączna liczba wyświetleń
wtorek, 21 sierpnia 2007
Equus polonus sum!
Stało się!
Wsiadłem na konia! Jechałem sam, pierwszy raz. Wspaniałe uczucie dla mnie, mniej dla konia. Ale cóż... Kolejnym razem jako nawiązkę za cierpienie niesienia ponad 100kg człowieka przyniosę mu a właściwie jej(!) marchew.
Człowiek na koniu czuje się inaczej. Zupełnie dziwne uczucie. Wiem, że pomimo tego, że bolą mnie pewne rejony ciała (hehe...) powtórzę to i osiągnę taki poziom aby móc całkowicie samodzielnie pojechać na typowy spacer.
Co jest w jeździe konnej takiego co przyciąga? Na pewno jest wiele odpowiedzi. Dla mnie faceta miasta jest z pewnością inność, w której zawiera się zapach końskiego potu, bolące nogi i odparzone dupsko. Siedzisz na zwierzęciu mającym 170 - 180 cm w kłębie. Prowadzisz potem tą górę na wybieg, szczotkujesz, rozkulbaczasz. W stajni śmierdzi tak cudownie, że nie chcę wychodzić. Żyć nie umierać! Odrywam się od papierkowej roboty. zapominam. Jest koń i ja. Klepię ją po szyi i wiem, że dostałem dziś największego żarłoka i lenia w klubie - klacz Filadelfię, której na jeździe niewiele zależy i robi ze mną co chce - czyli więcej stoi niż jedzie a jedzie gdzie chce, nie ja! Wydaje mi się, że mamy podobne charaktery.
Niedługo kolejna przygoda i zanosi się ponownie na spotkanie z Filadelfią. Czuję że to ona uczy mnie jak się zachować ale droga do pełnego porozumienia będzie jeszcze długa.
Koniem dla nich istnienie! - Trzeba znać ogiera;
Pięści słucha, czy pieśni, czy rwie się w step czy w tłum;
I umieć nie spaść, kiedy piersi pęd rozpiera
A spadłszy, szepnąć jeszcze - equus polonus sum!
J. Kaczmarski
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz