Stało się!
Wsiadłem na konia! Jechałem sam, pierwszy raz. Wspaniałe uczucie dla mnie, mniej dla konia. Ale cóż... Kolejnym razem jako nawiązkę za cierpienie niesienia ponad 100kg człowieka przyniosę mu a właściwie jej(!) marchew.
Człowiek na koniu czuje się inaczej. Zupełnie dziwne uczucie. Wiem, że pomimo tego, że bolą mnie pewne rejony ciała (hehe...) powtórzę to i osiągnę taki poziom aby móc całkowicie samodzielnie pojechać na typowy spacer.
Co jest w jeździe konnej takiego co przyciąga? Na pewno jest wiele odpowiedzi. Dla mnie faceta miasta jest z pewnością inność, w której zawiera się zapach końskiego potu, bolące nogi i odparzone dupsko. Siedzisz na zwierzęciu mającym 170 - 180 cm w kłębie. Prowadzisz potem tą górę na wybieg, szczotkujesz, rozkulbaczasz. W stajni śmierdzi tak cudownie, że nie chcę wychodzić. Żyć nie umierać! Odrywam się od papierkowej roboty. zapominam. Jest koń i ja. Klepię ją po szyi i wiem, że dostałem dziś największego żarłoka i lenia w klubie - klacz Filadelfię, której na jeździe niewiele zależy i robi ze mną co chce - czyli więcej stoi niż jedzie a jedzie gdzie chce, nie ja! Wydaje mi się, że mamy podobne charaktery.
Niedługo kolejna przygoda i zanosi się ponownie na spotkanie z Filadelfią. Czuję że to ona uczy mnie jak się zachować ale droga do pełnego porozumienia będzie jeszcze długa.
Koniem dla nich istnienie! - Trzeba znać ogiera;
Pięści słucha, czy pieśni, czy rwie się w step czy w tłum;
I umieć nie spaść, kiedy piersi pęd rozpiera
A spadłszy, szepnąć jeszcze - equus polonus sum!
J. Kaczmarski